środa, 10 sierpnia 2011

Bogusiu Lindo, pierwszy raz żeś mi się przyśnił

Romantyczny ten bohater objawił mi się w śnie, w którym to rozprawił się ze złowrogim naukowcem (Leon Niemczyk) i jego niecna świtą (Jan Wieczorkowski, Zbigniew Zamachowski, aktor nieznany). Krew lała się gęsto, strach ogarniał wszystkich, a litość nie znała granic. Ja na szczęście, jako świadek wydarzenia, byłem niewidzialny. Kule karabinu maszynowego podziurawiły czarne charaktery na wskroś. Ciężko raniony serią strzałów Zbyszek błagał o śmierć. Boguś spełnił jego życzenie, dobił go trzema trafieniami z pistoletu i obrzyna. A wszystko dlatego, że Leon Niemczyk przygotował śmiertelną truciznę dla bardzo ważnej kobiety. Wstrzyknięta podstępnym ukłuciem igły strzykawki kropelka pozbawiła ją życia. Jan Wieczorkowski nie został zabity, tylko dlatego by mógł opowiadać o masakrze w wieży kontroli lotów potomnym. Ja zaś jako uczestnik snu-filmu opowiadam Wam o mojej wizji. Bogusiu, nigdy się tak nie bałem jak owej nocy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz