piątek, 12 lutego 2010

Oda du dopy

Kochanie misiaczki, muszę przyznać, że nie lubię pisać o rzeczach, które opisywałyby rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę. Bardzo lubię rzeczywistość średniowiecznego sajens fikszyn. Z tej okazji napisałem wiersz. To właśnie do Was chciałam zawsze napisać, moje grzeczne robaczki siedzące w brudnej niewymytej głowie.

Wesołe gołąbki poszły gruchać w grządki
Grządek było 100 - w Litwie mej ojczyźnie
Nie wiedział Ling Chan, że miejsce to
Den dnem jest zwane, gdzie mózg w kwasie
Wykąpany, wyleczony, buja się na 4 strony
Pije whisky z kolą w papużastej aureoli
Soli pieprzy i zdziera gumolit

Naprawdę jest to beznadziejny wiersz.

But i was in Warsaw and i saw a snow
And fuck me if you know that i'm dzigolo

To jest nawet gorsze niż żenada walentynkowa i degrenolada i marmolada z tesko, albo jogurt z pleśnią z tesko którym siostrę nieopatrznie uraczyłem ;/

Chciałbym zauważyć że powoli osiągam dno DNO D-N-O, a wszystko to przez błąd genetyczny gdyż miast DNA jest ma komórka każda zbudowana z DNA.

PS Poprawność mego języka została zweryfikowana przez prawdziwych Australijczyków, i szczerze przyznam że z pijaną Australijką spokojnie bym się dogadał ale na trzeźwo "niiii chujaaaaa" jak to mawiał Wieniczka Jerofiejew. A zatem wybaczcie me stylistyczne językowe błędy w końcu i tak wiadomo o co chodzi ;/ A następnie napełnię olejem pusta głowę i wrócę na Aleję Pełną Róż

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz