sobota, 18 czerwca 2011

Z kacem nie można walczyć

Kiedy jestem pijany, mogę stracić rachubę w ilości wypitego alkoholu, ale głowy nie tracę. Mogę błądzić w myślach pełnych lekkich i pomysłowych, szyderczych i prowokacyjnych żartów. Jednak zawsze staram się postępować rozsądnie i z szacunkiem, zgodnie z sumieniem i zasadami. Spokojnie, bez niepotrzebnego zgiełku jestem zawsze taki sam, obojętnie czy pijany czy na trzeźwo. Upojenie objawia się u mnie głównie tym, że mam przekrwione oczy. Ciężko jest mnie uwalić tak, żeby skasował mi się film. Właściwie nigdy jeszcze nie skasowałem filmu, jeśli już byłem w kiepskim stanie po prostu zasypiałem. Cechą charakterystyczną jest to, że tuż przed zaśnięciem można zauważyć różnicę w rozmowie i chyba nawet łatwiej mnie zrozumieć.
A kac? Czasami jestem po prostu zmęczony, gdy wypiłem za mało i kac jest słowem nazbyt wygórowanym. Kaca przyjmuję z pokorą i wdzięcznością, delektuję się jego każdą chwilą. Jeżeli mdli, potrzebne jest co najmniej dwudniowe dochodzenie do siebie. Jeżeli mdli należy położyć się lub pooddychać świeżym powietrzem lub połączyć te dwie czynności. A potem wypić herbatę i wzdychać do Boga. Z kacem należy się pogodzić, nie można z nim walczyć. Płynne przejście do stanu upojenia jest zatem najlepszym rozwiązaniem. Amen!

3 komentarze:

  1. "Rano jestem dokładnie o tyle bardziej ponury od normalnego, trzeźwego siebie, o ile poprzedniego dnia byłem od normalnego siebie weselszy." autora sam się domyśl :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałeś tak pięknie o kacu jak Pałlo Koeljo pisywał o miłości!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy ludzie na kacu powinni nazywać się Nabuchodonozor, nieprawdaż, że pasuje jak ulał?

    OdpowiedzUsuń