poniedziałek, 15 listopada 2010

W tym tygodniu choruję na raka

Kiedyś karta się odwróci i będę odnosił sukcesy na wielu polach. A narazie mimo dobrego stanu zdrowia miewam obsesję na punkcie nowotworów. Jestem przeraźliwie pewien, że dopadnie mnie rak.

Ostatniej nocy miałem sen, w którym przeprowadzono na mnie operację, ze znieczuleniem miejscowym, bez narkozy, tzw. "na żywca". Rozcięto brzuch, szybko stwierdzono 3 guzy, z przerzutami. Dodatkowo jeszcze jedną dolegliwość spowodowaną permanentnym brakiem zwykłości-szczęśliwości. Kazano poczekać na lekarza-stażystę, który zszyje rozcięcie. Chodziłem po szpitalu z opatrunkiem trzymanym ręką pod koszulą. Nie zwracano na mnie uwagi.

Nagle na korytarzu pojawili się studenci medycyny, jeden nieopatrznie mnie szturchnął, tak, że opatrunek spadł i krew z brzucha wylała się na podłogę.
Wrzask, panika, i pytania co mi jest? A potem krótkie stwierdzenie, z uśmiechem na twarzy, szyderczym oczywiście, w stylu dobrej miny do złej gry.
- Mam raka, oczywiście że mam raka. (Większość rodziny od strony matki miała raka. Słyszałem jak skrzypiał swoimi szczypcami, głodny.) ...Czekam na zszycie brzucha. W myślach dodałem ... i powolną nieuchronną śmierć.

Oto owa śmierć nie byłaby niczym nadzwyczajnym, może kilka osób zastanowiłoby się nad kruchością życia. Miałbym wielu znajomych, którzy okazali się bliskimi znajomymi na pogrzebie, rodzina by polamentowała, a ktoś wspomniałby że wiodłem jednak proste życie. Wcale nie byłem, nie jestem dziwny.
Pamiętam, oczy studentki, która spytała co się stało. Miała minę mówiącą - Młody, biedny, ma raka i umiera. Nie wiadomo, ile będzie żył.
Co zrobię w ostatnich miesiącach życia? Pewnie tradycyjnie zmarnuje mnóstwo wolnego czasu na pierdoły. No nic, powodzenia rzekłbym, tak to już jest na świecie, że trzeba pakować manatki :)

A potem się obudziłem i brzuch miałem cały.

2 komentarze:

  1. Kiedyś się zastanawiałam, czy jakby mi powiedziano, że mam raka i został mi powiedzmy rok życia, a szansa na wyleczenie jest, ale maleńka to czy bym się w ogóle na kurację zdecydowała. Tak sobie myślę, że raczej nie chciałabym ostatnich miesięcy życia spędzić tułając się po wstrętnych szpitalach. Raczej postawiłabym na zrobienie wszystkiego, czego dotąd nie robiłam i chyba nawet nie chciałabym nikomu mówić o chorobie aby uniknąć przytłaczającego współczucia. Bo ja też jestem przekonana, że umrę albo na raka (nawet mam pomysł czego) albo tragicznie w jakimś wypadku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach jak kipi pogardą dla studentów i lekarzy stażystów!;) I niezmiernie jestem ciekawa jak oni zdiagnozowali tą "dolegliwość spowodowaną permanentnym brakiem zwykłości-szczęśliwości".
    I gwarantuję, że dopóki nie znajdziesz się w takiej sytuacji, nie będziesz wiedział co powiesz, a już na pewno nie będzie tam nic o pakowaniu manatek!;)

    OdpowiedzUsuń